Wielkimi krokami zbliżam się do wieku, w którym człowiek zaczyna oglądać się za siebie, wspominać i probić podsumowania tego, co już było. Mam teraz właśnie taki moment, że częściej patrzę wstecz niż w przód. Korzystając z wolnej chwili siedzę właśnie na balkonie i łapiąc delikatne promienie popołudniowego słońca przegryzam cukinię zapieczoną z parmezanem, którą właśnie wyjęłam z piekarnika.
Wspomnień czar
Dziesięć lat temu, mniej więcej o tej porze dowiedziałam się, że po raz pierwszy zostanę mamą i od tamtej pory moje życie zmieniło się diametralnie. Miałam wówczas pracę, którą bardzo lubiłam i byłam gotowa na coraz to nowe zawodowe wyzwania, jednocześnie wierząc, że uda się to wszystko pogodzić z rozwojem rodziny. Życie jednak weryfikuje idealistyczne wyobrażenia. Kto ma dzieci, ten wie, że oprócz ogromnej ilości szczęścia i radości, okres rodzicielstwa wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Ciężko jest pogodzić pracę zawodową i jednocześnie oddawać się w stu procentach wychowaniu dzieci. Przeszłam długą drogę od jednej skrajności w drugą, aż w końcu udało mi się wypracować pewne status quo. Zauważyłam, że z czasem zmieniło się moje myślenie o tzw. sukcesach życiowych. Kiedyś były nimi wszelkie zawodowe osiągnięcia, jakieś nagrody czy awanse. Dziś, kiedy patrzę wstecz to widzę, że to, co tak naprawdę po mnie pozostanie na dłużej, jest ukryte nie tyle w pracy, co w ludziach. Nie wspominam wcale podwyżek i nagród, ale wspólnie działanie z fantastycznymi ludźmi, których los postawił na mojej drodze i przyjaźnie, które przetrwały próby czasu. Kiedy patrzę na moje dzieci nie żałuję tego, że nie objechałam pół świata i nie napisałam dziecięciu książek, tylko przeznaczyłam ten czas na to, by być razem z nimi, w naszym rodzinnym domu. Odkryłam, że taka ot, zwykła codzienność z rodziną to jest właśnie taki sukces, który celebruje się na raty i pochłania małymi łyżkami. W pamięci odkładam codzienne drobiazgi: przedwczesne pobudki, kiedy małe, dziecięce stópki przybiegają ze swojego pokoju i bezceremonialnie tarabanią się do łóżka, żeby się przytulić do mamy. Popołudnia w kuchni, kiedy na blacie kuchennym obok miksera siedzi mały adept sztuki kulinarnej i z językiem na brodzie rozsypuje mąkę albo podgryza jabłka do szarlotki. Niespodziewane powodzie, gdy mały pomocnik wylewa wodę z wiaderka do mycia podłogi, bo bardzo chciał ją umyć mopem trzykrotnie większym od siebie. Bałagan-huragan w łazience, bo ktoś postanowił samodzielnie załadować pranie do pralki.. i wiele, wiele innych. Te okruszki noszę w pamięci i pozostaną ze mną na zawsze bez względu na to, co się jeszcze wydarzy w przyszłości.
Ważne drobiazgi
Dziś, kiedy siedzę na tym balkonie, podgryzam cukinię i odpoczywam po długim, męczącym tygodniu marzę o tym, by zatrzymać ten czas. Wiem, że to co tu i teraz jest dokładnie takie, jak powinno być. Czuję spokój i luz, bo moje potrzeby i chęci zostały zweryfikowane i zmniejszone do absolutnego minimum.
Warto czasem uchwycić się tych drobiazgów, które z pozoru nic nie znaczą, by złapać powietrze, wypuścić i odetchnąć. Życzę wam dzisiaj takiej chwili oddechu od codziennych zmartwień, które przecież towarzyszą każdemu z nas. Jednak tyko spokój i dystans mogą nas uratować.
Mam dla Was dzisiaj przepis na drobną przyjemność, która może Wam posmakuje i sprawi, że dzień zrobi się choć trochę przyjemniejszy. Niby to zwykła cukinia, ale jednak! Parmezan robi wielką różnicę 😉
CUKINIA ZAPIEKANA Z PARMEZANEM
Składniki:
1 duża cukinia
1 jajko
3-4 łyżki tartego parmezanu
sól i pieprz
Wykonanie:
Cukinię koimy na pół, następnie każdą połówkę przekrawamy na ćwiartki, a potem na ósemki.
Jajko roztrzepujemy widelcem (jak do panierki), dodajemy sól i pieprz. Parmezan wysypujemy na talerzyk.
Każdy kawałek cukinii obtaczamy najpierw w jajku, a potem w Parmezanie. Układamy w żaroodpornym naczyniu.
Pieczemy w 190 C stopniach przez 20 minut.