Ostatnio dość mocno doświadczam złośliwości rzeczy martwych. Jednym z trudniejszych tego rodzaju utrapień była awaria mojego laptopa, która odcięła mnie od bloga na dobrych kilka tygodni. Może to jakiś znak, żeby powoli i z godnością opuścić blogową scenę? – wątpliwości zaczęły krążyć wokół mnie jak natrętne mole. Odgoniłam je jednak jednym klaśnięciem nad głową (po wcześniejszym plasknięciu sobie w czoło w celach opamiętania) i rozłożyłam ręce w bezradnym uśmiechu, nie próbując już walczyć z rzeczywistością, Cóż bowiem mogę poradzić na to, że w moich garach wre a piekarnik nie wyrabia na zakrętach, ja zaś mam palącą potrzebę dokumentowania mych kulinarnych wygibasów? 😉 Życie, życie jst nowelą! – jak śpiewał klasyk. Warto więc tę kulinarną nowelę pisać, jaka by nie była: nie doprawiona, mało słodka a nawet miejsca mi (psst..) przypalona! No dobra, wydało się. Mam w kuchni przypaloną patelnię! Złożyła swój żywot dla dobra nauki sztuki kulinarnej i nie udźwignęła palącego ciężaru mojego doświadczalnego dania, które miało tu, na kartach (znaczy się: podstronach) bloga zaistnieć dla potomnych. Takich przepisów i nieidealnych dań mam sporo na koncie, ale cieszę się nimi, bo dzięki nim ciągle czegoś nowego się uczę.
Dziś wracam wspomnieniami do jednego z pierwszych ciepłych dni tegorocznej wiosny, kiedy to mój najmłodszy syn obchodził drugie urodziny. Tort dla jubilata powstał naprędce z fantazyjnej składanki najprostszych składników, bo wychodzę z założenia, że to co najprostsze jest najsmaczniejsze, zwłaszcza jeśli chodzi o potrawy dla dzieci.
Zapraszam Was zatem na wirtualne przyjęcie, na którym ugoszczę Was kawałkiem lekkiego i orzeźwiającego deseru. Udekorowałam go borówkami, ale można użyć dowolnych owoców, które akurat ma się pod ręką lub które lubi najbardzej jubilat. Nie wiem jak to jest u Was, ale moje dzieci nie uznają tortów bez galaretki, więc nie mogło jej i tutaj zabraknąć. Dwie świeczki-rajdówki wieńczą dzieło, ale ostatecznie można się bez nich obejść 😉 Smak pozostanie taki sam. Co tu dużo pisać, przejdźmy do konkretów:
TORCIK JOGURTOWY
(przepis na tortownicę 23 cm)
Składniki:
na biszkopt:
3 jajka
3 łyżki cukru pudru
5 łyżek mąki
na masę jogurtową:
350 g jogurtu naturalnego
700 g serka homogenizowanego naturalnego
8 łyżek cukru pudru
2 łyżki żelatyny
na wierzch:
1 opakowanie galaretki
ok 100 g owoców sezonowych
Wykonanie:
Pieczemy biszkopt: białka oddzielamy od żółtek i ubijamy na sztywno. Pod koniec ubijania dodajemy cukier po łyżce, cały czas ubijając. Następnie dodajemy żółtka (jedno za drugim) i zamieniamy mikser na szpatułkę lub przechodzimy na najniższe obroty. Powoli wsypujemy mąkę, najlepiej używając sitka. Delikatnie mieszamy, by nie zniszczyć piany. Ciasto przekładamy na tortownicę wysmarowaną masłem i obsypaną bułką tartą lub kaszą manną. Pieczemy w temp. 170 C stopni przez około 20 minut (do tzw. suchego patyczka).
Galaretkę rozpuszczamy w połowie ilości wody podanej na opakowaniu i odstawiamy do przestudzenia.
Przygotowujemy masę: do misy miksera przekładamy serek oraz jogurt, ubijamy kila minut. Dodajemy cukier, cały czas ubijając. W niewielkiej ilości wrzątku rozpuszczamy żelatynę i przestudzoną wlewamy do powstałej masy. Ubijamy do połączenia składników.
Masę przekładamy na upieczony biszkopt. Wierzch dekorujemy owocami, a następnie zalewamy zimną galaretką. Wstawiamy do lodówki na minimum 4-5 godzin, a najlepiej na całą noc.
Praktyczny gadżet:
Przesiewak do mąki to gadżet, który przyda się zwłaszcza podczas pieczenia biszkoptów. Mechanizm pozwala na delikatne wsypywanie małych porcji mąki, dzięki czemu np. nie opada piana z białek. Urządzenie przydaje się nie tylko do mąki, ale też do innych produktów sypkich.
Taki przesiewak kupisz TUTAJ.