Nawet Huragan Ksawery nie był w stanie stanąć mi na drodze i przeszkodzić w dotarciu do Rzymu, gdzie czekała na mnie niezwykła nagroda – kurs gotowania w szkole “Cooking Classes in Rome” na Zatybrzu, w samym sercu stolicy Włoch. Wszystko to dzięki zwycięstwu w akcji “Makaron rządzi zdrowo – podróż przez Europę”.
Konkurs był bardzo ciekawy: należało przygotować trasę przez Europę, zatrzymując się w europejskich państwach i prezentując przepisy zawierające makaron, które wywodzą się z danego kraju. Ja postanowiłam podejść do tematu niestandardowo: wybrałam jedno słynne włoskie danie z makaronem – pasta a’la carbonara i zamierzałam udowodnić, że my, Europejczycy mamy swój gust i lubimy podobne smaki. Zarówno w życiu jak i w kuchni różnią nas tylko drobne szczegóły. Tak też jest z makaronem carbonara: wiele krajów ma w swej kulinarnej tradycji jakieś danie ze składników, z których składa się carbonara. Smakują podobnie, choć przyrządza się je nieco inaczej. Jeśli chcecie się o tym przekonać, zajrzyjcie do moich konkursowych wpisów – linki poniżej, według trasy:
Włochy, Francja, Belgia, Niemcy, Polska.
Standardowo, jak każdy zwycięzca, ja też nie spodziewałam się wygranej 🙂 To dlatego, że miałam świadomość, że moje przepisy to “międlenie” jednego dania na różne sposoby. Trudno mi to wyrazić, jak bardzo ucieszyłam się na wieść o wygranej, zwłaszcza kiedy okazało się, że nagrodę będę odbierać w Rzymie 🙂
Mam duży sentyment do tego miasta. Kiedyś w nim mieszkałam i to właśnie tam stawiałam swoje pierwsze kulinarne kroki we włoskiej kuchni. Tam też przyrządziłam po raz pierwszy prawdziwy makaron carbonara 🙂
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że akurat w dniu mojego wylotu nasz kraj postanowił odwiedzić niejaki Ksawery Orkan, wesoły huragan sypiący od serca śniegiem po oczach po równo każdemu, kto był chętny wyściubić nos z domu. Zaś dla tych odważnych, którzy postanowili się z nim zaprzyjaźnić bliżej, czyli na pokładach samolotów, miał przygotowany specjalny program rozrywkowy 🙂 Kulminację przewidział na dzień 7 grudnia w samo południe, kiedy właśnie nasz samolot startował z Okęcia. Jakimś cudem jednak udało nam się przebić przez chmury tuż przed głównym pokazem Ksawerego, unkając akrobacji lotniczych.
Na zdjęciu: odladzanie samolotu przed startem. Bałam się, że ten Pan odleci przed nami 😛
Na wyjazd mogłam zabrać osobę towarzyszącą. Zabrałam moją siostrę Dominikę. Kiedy dotarłyśmy już na Zatybrze, mimo zmęczenia i nadmiaru emocji nie mogłyśmy przestać spacerować między tymi urokliwymi uliczkami i zajadać się “pizzą a taglio” – czyli taką, którą można kupić od ręki, tak jak u nas zapiekanki. Dzięki temu można zjeść np. kawałek pepperoni, poprawiając jeszcze większym kawałkiem margherity i dopychając się suppli – mięsno-ryżowymi kulkami, smażonymi w głębokim tłuszczu (przepis na suppli znajdziecie tutaj).
Nie mogłam oderwać wzroku od “darów losu”, zachęcająco ustawionych na wystawach niewielkich sklepików, w których można kupić spożywcze produkty regionalne. Oczy by jadły, a brzuch już odmawiał posłuszeństwa..Szkoda, że w naszym kraju tak mało jest tego typu sklepików 🙁
Nadszedł w końcu moment, kiedy stanęłam przed drzwiami “Cooking Classes in Rome” na Via dei Fiennaroli. Już w pierwszych minutach poczułam się tam jak w domu: z miejsca zapachniało świeżo zaparzoną kawą, a wokół pełno było książek kucharskich i domowych bibelotów.
Przywitał nas Chef Andrea Consoli, właściciel firmy i zarazem szef kuchni. Trudno było o bardziej włoskiego kucharza! Radosny, uśmiechnięty i przede wszystkim – zafascynowany jedzeniem. Opowiadał z taką pasją o obieraniu ziemniaków i adekwatnym krojeniu porów na zupę, że miałam ochotę od razu zakasać rękawy i brać się do roboty. Zdradził nam wiele sekretów, tkwiących w dobrze przyrządzonych włoskich daniach i wlaśnie nimi zamierzam się z Wami podzielić! 🙂
Serdecznie Was zapraszam na zaglądanie do mnie w tym tygodniu. Opublikuję przepisy na dania, które przyrządzaliśmy w Rzymie wraz z Chef Andrea i zdradzę Wam te wcale nie strzeżone tajemnice na kulinarny sukces 🙂
Dzisiaj przedstawiam Wam menu, z którym się zmierzyliśmy w szkole “Cooking Classes in Rome”:
-
Zupa krem z porów, dyni, ziemniaków i brokuła rzymskiego
-
Gnocchi w sosie z karczochów i boczku guanciale
-
Kurczak z papryką na sposób rzymski
-
Cykoria na sposób rzymski
-
Tiramisu
Dla mnie numerem jeden było danie nr 2 – gnocchi z karczochami. Coś pysznego! Szkoda, że u nas ciężko o świeże karczochy.. Zawsze jednak można spróbować z mrożonymi. Najsłabiej według mnie wypadła cykoria, więc pominę ją w mojej “prezentacji”. Dużo uwagi za to poświęcę Tiramisu – sztandarowemu włoskiemu deserowi, o którym, jak się okazuje, można wiele ciekawych rzeczy powiedzieć.
Zatem zapraszam do odwiedzin, będzie bardzo smacznie! 🙂
Poniżej fotorelacja z wyjazdu, zdjęcia są autorstwa mojej siostry, Dominiki Ropek.
Quanto sei bella, Roma!