Rozjazdy, kryzysy i walka ze słabościami, ale też miłość i wsparcie – to codzienność Magdy. Zaprosiła mnie na kubek herbaty do swojej kuchni, a potem uchyliła rąbka swojego świata. Jak sobie radzi z codziennością i gdzie w tym wszystkim znajduje czas na swoją pasję? Zapraszam na spotkanie z Magdą Ziółek, biegającą mamą dwóch dziewczynek.
W codziennej bieganinie nie ma czasu na gotowanie. Tyle spraw, obowiązków..Ja co prawda mam już na to wypracowany system, o którym pisałam więcej TUTAJ, jednak niezmiennie podziwiam osoby, które mają dużo więcej zajęć, niż ja i do tego świetnie się ogarniają z gotowaniem. Postanowiłam więc przeprowadzić cykl rozmów z kobietami, które swoją domową organizacją inspirują mnie do tego, by efektywniej działać nie tylko w kuchni, ale też w życiu. Specjalnie na tę okazję utworzyłam na blogu nowy cykl pt. DOMOWA LUXSZEFOWA, w ramach którego będę pokazywać Wam takie zorganizowane Matki Polki. Być może i Was zaciekawią ich dokonania, a niektóre tricki będziecie chciały wdrożyć u siebie.
Jako pierwszą chciałabym Wam przedstawić Magdę. Jest z niej niezła torpeda! Usiądźcie i poczytajcie, co ona wyprawia 😉
W drzwiach domu Magdy witają mnie dwa wesołe jamniki, radośnie merdające ogonami na powitanie. Jest już późny wieczór, a w domu gwarno. Jej dwie córki właśnie skończyły kolację i szykują się do spania. Mąż ubiera się na ostatni tego dnia spacer z psami. Magda krząta się po swojej kuchni. Parzy herbatę i szybkim ruchem noża kroi warzywa w słupki.
-To nasza ulubiona przekąska – mówi, chrupiąc marchewkę.
Siadam przy stole kuchennym i częstuję się paseczkiem soczystej, czerwonej papryki. Magda w końcu siada naprzeciwko mnie, odgarniając z czoła blond burzę kręconych włosów. – Miałam dzisiaj kocioł w pracy – rzuca na wstępie. – W której? – pytam, z wszystko mówiącym uśmieszkiem „znawcy tematu”.
Magda jest weterynarzem, specjalizuje się w robieniu USG. Wykonuje je w różnych przychodniach i klinikach weterynaryjnych, dlatego też samochód to jej drugi dom. Wiele godzin w tygodniu upływa jej w trasie, na dojazdach do czworonożnych pacjentów. Twierdzi jednak, że lubi swoją pracę i nadal pasjonuje ją badanie zwierząt. – A ty wiesz, jakiego kota dzisiaj badałam?! Miał w brzuchu kawałeczki styropianu! – nagle się ożywia, chrupiąc ciągle marchewkę. Ten zawadiacki błysk w oku mówi sam za siebie.
-Ty mi lepiej powiedz, czy w tym napiętym harmonogramie zrobiłaś dzisiaj dzieciom jakiś obiad? – zmieniam szybko temat, próbując skierować rozmowę na właściwe tory. Postanowiłam zamienić się tego wieczoru w tajniaka- detektywa i sprytnie dowiedzieć się, w jaki sposób ona się wyrabia ze wszystkimi obowiązkami?! Szczególnie interesowały mnie te kuchenne. Ja bym się nie wyrobiła, jakbym tak miała dojeżdżać.. – Oczywiście! – prychnęła, niemal z oburzeniem. – Jak zwykle, wstałam o 6:00 rano, chwila moment, zrobiłam dziewczynom śniadanie i gdy one jadły, ja ugotowałam szybko ryż z warzywami. Całe szczęście, że to zrobiłam, bo w ciągu dnia, między jedną pracą a drugą miałam jeszcze trening, więc nie zdążyłabym z obiadem po południu. – wymienia na jednym wdechu, wertując jednocześnie jakiś magazyn, który leżał na stole.
No tak.Trening .Przecież nie wspomniałam o pewnym maleńkim, ale jakże ważnym detalu: oprócz tego, że Magda dużo pracuje w różnych miejscach, zajmuje się rodziną i domem, to jeszcze biega. Wyczynowo.
Początek biegania nie był poprzedzony żadnym gromem z jasnego nieba ani innym przełomowym, bardziej lub mniej dramatycznym wydarzeniem. – no po prostu wyszłam z domu i pobiegłam – wspomina. – To była wczesna wiosna 2012 roku. Kilka miesięcy wcześniej urodziłam Martę. Pomyślałam, że wybiegnę trochę się przewietrzyć. Przebiegłam jakieś 2 kilometry i myślałam, że wyzionę ducha – wspomina z wyższością i politowaniem nad tamtą sobą. Dziś kilka razy do roku bierze udział w maratonach i ultra maratonach. Jest długodystansowcem, torpedą, która jak już się rozpędzi, to nic jej nie zatrzyma.
-W tym roku czeka mnie Orlen maraton i 100 km w Beskidach – odpowiada, zapytana o plany biegowe na najbliższe miesiące. Przy tym wcale nie wygląda na przejętą czy zestresowaną. – Aha, jeszcze między jednym a drugim planuję też maraton Wigry. Chrup, chrup, chrup.
Zachwiałam się na krześle, bynajmniej nie dlatego, że niespodziewanie wskoczył mi na kolana domagający się głaskania jamnik, który właśnie wrócił ze spaceru.
– Ty chyba oszalałaś! – Automatycznie wchodzę w rolę przywołującej do porządku przyzwoitki. – Po co Ci te maratony? To tytłanie się w błocie, krew pot i łzy?
-Tego się po prostu nie da wytłumaczyć. – Magda rozkłada ręce. – Nie liczy się miejsce na mecie, ale cały ten okres przygotowań do startu. Potem, już w trakcie zawodów, ważny jest sam bieg. Tylko i wyłącznie bieg. Fakt, że biegnę, że jestem sama ze sobą. O niczym nie myślę. Wdech i wydech. Mój umysł się resetuje, pozbywam się codziennych stresów. – rozmarzyła się patrząc gdzieś w dal, a w wyobraźni pewnie już biegła przez leśne ostępy, gdzieś nad jeziorem Wigry.
Próbuję sprowadzić ją na ziemię.
-Wszystko to brzmi trochę nierealnie. Tyle masz spraw, tyle zajęć.. a dzieci chodzą szczęśliwe i najedzone? – pytam trochę podejrzliwie, z przekąsem.
-Moje córki może nie mają mnie w domu 24 godziny na dobę, ale mimo to każdego dnia mamy taki czas, kiedy jesteśmy tylko dla siebie. Poprzez moją pasję chcę im pokazać, że zawsze warto walczyć o swoje marzenia, mimo że cena bywa czasem wysoka. – przekonuje.
Dociera do mnie, że tam, gdzieś na mecie maratonu jest nie tylko Magda, ale cała jej rodzina. Wszyscy jej kibicują, choć każdy z nich pewnie musiał się nie raz zmierzyć z trudami, jakie niesie ze sobą jej pasja.
– Nie myśl sobie, że jest łatwo. Gdyby nie mój mąż, pewnie nie udałoby mi się tego wszystkiego tak logistycznie spiąć. Wsparcie bliskiej osoby jest tutaj kluczowe.
– Nie dopadają Cię kryzysy? Skąd ten wieczny power? – dopytuję.
– Ja już przeszłam wiele kryzysów, z czego ten najgorszy był rok temu. Czułam się fatalnie, miałam słabe wyniki. Głowa też siadła. Dzięki wsparciu męża i mozolnej pracy nad sobą końcu się z tego podniosłam. – Tak po prostu, wstałaś i pobiegłaś? – pytam z niedowierzaniem. – Ciężko było się otrząsnąć. – odpowiada po namyśle. – Narodziła się frustracja i brak wiary w to, co się robi. Z perspektywy czasu widzę, że wiele mnie ta sytuacja nauczyła. Przede wszystkim cierpliwości. Zrozumiałam, że takie kryzysy są do przezwyciężenia, tylko na to potrzeba czasu i chęci do walki. – Magda zrobiła przerwę na łyk herbaty. – Czasami zamiast rozbijać się o mur trzeba się cofnąć, wziąć rozbieg i przeskoczyć go..a żeby się cofnąć, kilka razy musiałam głowę o ten mur rozbić. Trenowanie sportu na poważnie to tak naprawdę ciągła walka z własnymi słabościami: ciałem odmawiającym posłuszeństwa i głową, która nie chce współpracować. To bardzo trudne, by wbrew temu wszystkiemu podnieść się i znowu pobiec.
Mada podniosła się z kryzysu i pobiegła. Za zakrętem czekało na nią zwycięstwo w Maratonie Wigry 2018.
Tyle o życiu Magdy, a teraz przejdźmy do konkretów. Jak ona się ogarnia z tym wszystkim ?!
Specjalnie na okazję rozmów ze zorganizowanymi babkami przygotowałam zestaw pytań, który zamierzam im przedstawiać. Liczę po cichu na to, że zdradzą nam tutaj takie patenty, które okażą się całkiem odkrywcze i pozwolą efektywniej działać w tej naszej pędzącej codzienności.
Kwestionariusz Domowej Luxszefowej prawdę Wam powie!
W JAKI SPOSÓB PLANUJESZ POSIŁKI I ZAKUPY?
Nie jestem osobą, która weźmie książkę kucharską, wyszuka potrawę i na tej podstawie zrobi listę zakupów. Ja tak nie gotuję. Planuję sobie menu orientacyjnie na cały tydzień i pod te potrawy robię zakupy. W tym planowaniu staram się słuchać swojego organizmu i jeść to, co czuję, że jest mi w tym czasie potrzebne. Pytam też członków rodziny, na co mają ochotę i pod nasze wspólne upodobania i zachcianki układam plan posiłków. Staram się, by były to jednak posiłki zdrowe.
Duże zakupy robię raz w tygodniu i dodatkowo czasem dokupuję inne produkty w ciągu tygodnia. Na targu kupuję warzywa bazowe, z których zawsze korzystam, a w sklepie nabiał i pieczywo.
KIEDY GOTUJESZ?
W moim domu codziennie jest domowy obiad, który przygotowuję rano. Wstaję odpowiednio wcześnie, o 6:00 i zabieram się za gotowanie. W międzyczasie szykuję dzieciom śniadanie oraz drugie śniadanie do szkoły. Posiłki dla siebie pakuję w osobne pudełka: coś na drugie śniadanie, obiad, podwieczorek. Jem zawsze 5 posiłków dziennie i dzięki temu czuję się naprawdę dobrze.
JAKIE POTRAWY GOTUJESZ NAJCZEŚCIEJ?
Gotuję proste dania, bo na inne nie mam czasu. Są to np. warzywne sosy, ryż, makaron. Na drugie śniadanie czy podwieczorek jemy surowe, obrane warzywa do chrupania albo jogurt naturalny ze świeżymi owocami.
CO ROBISZ Z RESZTKAMI?
Najwięcej zostawało nam pieczywa, ale mam już na to sposób: obecnie kupuję chleb na zakwasie, który jest świeży dłużej, niż zwykłe, białe pieczywo. Jeśli kupię białe pieczywo, to od razu je mrożę i gdy potrzebuję, wyjmuję tylko tyle, ile jest mi potrzebne. Lekko czerstwy chleb zjadam, na przykład tak: podgrzewam na patelni kromkę takiego chleba razem z oscypkiem czy innym serem pokrojonym w plasterki, na to daję podpieczoną cebulkę. Przekładam na talerz i zjadam razem z kawałkami świeżej papryki.
ULUBIONA POTRAWA:
Moim ulubionym daniem na śniadanie jest omlet:
Podstawa to jajko, 1/3 szklanki mleka, 1 – 1,5 łyżki mąki owsianej – a do tego to, co mam w lodówce. Jeśli szpinak to szpinak, jak samotna marchewka to marchewka, a jak nie ma co to piekę podstawowy omlet i nakładam na niego np. serek wiejski, na to pomidorek i trochę soli…a jak chcę na słodko to dżem. Możliwości milion 😉
To było pierwsze spotkanie w ramach cyklu “Domowa Luxszefowa”. Jeśli Ci się podobało, udostępnij ten tekst.
Jeśli nie chcesz przegapić kolejnych odcinków, zapraszam Cię do polubienia mojego fanpejdża na Facebooku – tam informuję na bieżąco o wszelkich nowościach.