Nawet Huragan Ksawery nie był w stanie stanąć mi na drodze i przeszkodzić w dotarciu do Rzymu, gdzie czekała na mnie niezwykła nagroda – kurs gotowania w szkole “Cooking Classes in Rome” na Zatybrzu, w samym sercu stolicy Włoch. Wszystko to dzięki zwycięstwu w akcji “Makaron rządzi zdrowo – podróż przez Europę”.
Konkurs był bardzo ciekawy: należało przygotować trasę przez Europę, zatrzymując się w europejskich państwach i prezentując przepisy zawierające makaron, które wywodzą się z danego kraju. Ja postanowiłam podejść do tematu niestandardowo: wybrałam jedno słynne włoskie danie z makaronem – pasta a’la carbonara i zamierzałam udowodnić, że my, Europejczycy mamy swój gust i lubimy podobne smaki. Zarówno w życiu jak i w kuchni różnią nas tylko drobne szczegóły. Tak też jest z makaronem carbonara: wiele krajów ma w swej kulinarnej tradycji jakieś danie ze składników, z których składa się carbonara. Smakują podobnie, choć przyrządza się je nieco inaczej. Jeśli chcecie się o tym przekonać, zajrzyjcie do moich konkursowych wpisów – linki poniżej, według trasy:
Włochy, Francja, Belgia, Niemcy, Polska.
Standardowo, jak każdy zwycięzca, ja też nie spodziewałam się wygranej To dlatego, że miałam świadomość, że moje przepisy to “międlenie” jednego dania na różne sposoby. Trudno mi to wyrazić, jak bardzo ucieszyłam się na wieść o wygranej, zwłaszcza kiedy okazało się, że nagrodę będę odbierać w Rzymie
Mam duży sentyment do tego miasta. Kiedyś w nim mieszkałam i to właśnie tam stawiałam swoje pierwsze kulinarne kroki we włoskiej kuchni. Tam też przyrządziłam po raz pierwszy prawdziwy makaron carbonara
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że akurat w dniu mojego wylotu nasz kraj postanowił odwiedzić niejaki Ksawery Orkan, wesoły huragan sypiący od serca śniegiem po oczach po równo każdemu, kto był chętny wyściubić nos z domu. Zaś dla tych odważnych, którzy postanowili się z nim zaprzyjaźnić bliżej, czyli na pokładach samolotów, miał przygotowany specjalny program rozrywkowy Kulminację przewidział na dzień 7 grudnia w samo południe, kiedy właśnie nasz samolot startował z Okęcia. Jakimś cudem jednak udało nam się przebić przez chmury tuż przed głównym pokazem Ksawerego, unkając akrobacji lotniczych.
Na zdjęciu: odladzanie samolotu przed startem. Bałam się, że ten Pan odleci przed nami
Na wyjazd mogłam zabrać osobę towarzyszącą. Zabrałam moją siostrę Dominikę. Kiedy dotarłyśmy już na Zatybrze, mimo zmęczenia i nadmiaru emocji nie mogłyśmy przestać spacerować między tymi urokliwymi uliczkami i zajadać się “pizzą a taglio” – czyli taką, którą można kupić od ręki, tak jak u nas zapiekanki. Dzięki temu można zjeść np. kawałek pepperoni, poprawiając jeszcze większym kawałkiem margherity i dopychając się suppli – mięsno-ryżowymi kulkami, smażonymi w głębokim tłuszczu (przepis na suppli znajdziecie tutaj).
Nie mogłam oderwać wzroku od “darów losu”, zachęcająco ustawionych na wystawach niewielkich sklepików, w których można kupić spożywcze produkty regionalne. Oczy by jadły, a brzuch już odmawiał posłuszeństwa..Szkoda, że w naszym kraju tak mało jest tego typu sklepików
Nadszedł w końcu moment, kiedy stanęłam przed drzwiami “Cooking Classes in Rome” na Via dei Fiennaroli. Już w pierwszych minutach poczułam się tam jak w domu: z miejsca zapachniało świeżo zaparzoną kawą, a wokół pełno było książek kucharskich i domowych bibelotów.
Przywitał nas Chef Andrea Consoli, właściciel firmy i zarazem szef kuchni. Trudno było o bardziej włoskiego kucharza! Radosny, uśmiechnięty i przede wszystkim – zafascynowany jedzeniem. Opowiadał z taką pasją o obieraniu ziemniaków i adekwatnym krojeniu porów na zupę, że miałam ochotę od razu zakasać rękawy i brać się do roboty. Zdradził nam wiele sekretów, tkwiących w dobrze przyrządzonych włoskich daniach i wlaśnie nimi zamierzam się z Wami podzielić!
Serdecznie Was zapraszam na zaglądanie do mnie w tym tygodniu. Opublikuję przepisy na dania, które przyrządzaliśmy w Rzymie wraz z Chef Andrea i zdradzę Wam te wcale nie strzeżone tajemnice na kulinarny sukces
Dzisiaj przedstawiam Wam menu, z którym się zmierzyliśmy w szkole “Cooking Classes in Rome”:
-
Zupa krem z porów, dyni, ziemniaków i brokuła rzymskiego
-
Gnocchi w sosie z karczochów i boczku guanciale
-
Kurczak z papryką na sposób rzymski
-
Cykoria na sposób rzymski
-
Tiramisu
Dla mnie numerem jeden było danie nr 2 – gnocchi z karczochami. Coś pysznego! Szkoda, że u nas ciężko o świeże karczochy.. Zawsze jednak można spróbować z mrożonymi. Najsłabiej według mnie wypadła cykoria, więc pominę ją w mojej “prezentacji”. Dużo uwagi za to poświęcę Tiramisu – sztandarowemu włoskiemu deserowi, o którym, jak się okazuje, można wiele ciekawych rzeczy powiedzieć.
Zatem zapraszam do odwiedzin, będzie bardzo smacznie!
Poniżej fotorelacja z wyjazdu, zdjęcia są autorstwa mojej siostry, Dominiki Ropek.
Quanto sei bella, Roma!